Na skrzydłach orłów, czyli jak urosnąć 10 centymetrów w jeden dzień

„Wyskakiwać ze sprawnego samolotu, gdy do ziemi daleko?!” – niektórzy (a w zasadzie chyba prawie wszyscy) twierdzą, że nie jest to do końca normalne i na potwierdzenie swych słów pukają się znacząco w czoło. Ale cóż począć – ten zamiar towarzyszył mi od dawna, praktycznie od początku mojej rekonstrukcyjnej drogi, w której postanowiłem obrać kierunek na „sto pierwszą”. Bo jak tu w pełni odtwarzać spadochroniarza, bez podstawowej wiedzy i doświadczeń, które odróżniają go od zwykłego piechura? Więc postanowiłem – by lepiej wczuć się w rolę „spadaka” muszę wykonać ten „ostateczny krok”, stanąć w progu samolotu lecącego na wysokości kilkuset metrów nad ziemią… i hop! Ale do tego momentu droga była długa i wyboista – blisko tysiąc kilometrów do czeskiego Pilzna(uwaga o drogach nie dotyczy stanu dróg u naszych południowych sąsiadów, a raczej mojej kondycji psychicznej – przyp. autora), podczas których towarzyszyła nam (gromadce straceńców z GRH 101 Airborne) prawdziwa sinusoida uczuć – od euforii, przez obawę (w końcu do głosu dochodzi odziedziczony po przodkach instynkt samozachowawczy), po kompletny spadek motywacji. Na szczęście o nasze wysokie morale dbał Paweł M., organizator wypadu, ze swoim nieśmiertelnym tekstem: „wiecie co mnie w tym skakaniu najbardziej k… przeraża? Ta otchłań!”. Tak, tę frazę przyszło nam wysłuchać jeszcze wiele razy podczas tego szkolenia. Ale, „słowo się rzekło…” więc po podróży dotarliśmy wreszcie pod gościnną strzechę 1 Vojenskyego Paraklubu Plzen, gdzie rozpoczął się kilkugodzinny szkoleniowy magiel. Wykłady przeplatały się z ćwiczeniami praktycznymi i badaniami lekarskimi – werdykt „wszyscy zdrowi, mogą skakać”. Ale najpierw trzeba opanować podstawy: jak złożyć się do skoku; za które linki pociągnąć; jak spakować spadochron po wylądowaniu; jak w trakcie opadania omijać przeszkody, by nie wpakować się w tarapaty i najważniejsze – jak się zachować, gdy te tarapaty się przydarzą.

I choć opisowi wszystkich możliwych komplikacji towarzyszą słowa prowadzących szkolenie Petera i Pawła „spokojnie te spadochrony są „idiotoodporne”, to jednak marna pociecha dla kogoś, kto ma jutro z nimi wyskoczyć. Jednak mimo wszystkich towarzyszących mi obaw i rozterek noc upłynęła wyjątkowo szybko, i nadszedł wreszcie „dzień sądu”. Na miękkich nogach zszedłem na poranne śniadanie, ale dziwne, jakoś nie miałem apetytu. Na tych samych miękkich nogach wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy na „randkę z przeznaczeniem” do pobliskiego aeroklubu. Tam czekała nas jeszcze krótka „sucha” zaprawa – nauka padania, na razie tylko z około metrowej platformy, i odbicia z progu Antonowa, na razie stojącego grzecznie na ziemi. Wszyscy pierwszacy, jak jeden mąż, staraliśmy się robić dobrą minę, lecz u wszystkich ich prawdziwą kondycję psychiczną zdradzały oczy. Trudno, sami tego chcieliśmy. Zapakowali nas w spadochrony desantowe OVP 68 i zaraz pierwsza grupa śmiałków trafiła na pokład AN2. Jednak z uwagi na niską podstawę chmur jumpmaster zdecydował, że skoki muszą być odłożone do czasu poprawienia się warunków, więc samolot wraz ze wszystkimi skoczkami wrócił zaraz na ziemię. Dziwne, ale poczułem wtedy ulgę – może jednak nie skoczę, a gdyby pogoda miała się nie poprawić to i tak wyjdę z tego z twarzą. Z takich rozważań wyrwał mnie alarm – „Przejaśniło się! Zakładać szybko spadochrony! Zaraz wszyscy muszą być gotowi!” I po chwili wszyscy stali gotowi, przytłoczeni ciężarem plecaków… i własnego strachu. Ale spokojnie – mam miejsce dopiero w drugim transporcie, więc jeszcze porozkoszuję się bezpieczną ziemią pod stopami. Nic bardziej mylnego. Poczułem nagle szarpnięcie ręki – to Peter wyciąga mnie z drugiego szeregu i prowadzi na koniec pierwszego. Fajnie – lecę jednak w pierwszym nalocie. W samolocie okazuje się, że mam jeszcze skoczyć jako pierwszy skoczek tego dnia – podwójna trema gwarantowana. Samolot kołuje coraz szybciej, wszystko trzeszczy i się trzęsie. W końcu Antonow podrywa się do lotu i kołując nad lotniskiem, powoli wznosi się na wysokość 700 metrów. Jumpmaster wyrzuca sondę, tym razem wszystko w porządku – można skakać. Bez słowa wskazuje na mnie. Wstaję, kieruję się do drzwi, jeszcze krótka chwila zastanowienia. Jest „ta otchłań”, ale chyba jednak się teraz nie poddam. Raz kozie śmierć! Staję na progu… i hoop. Lecę, przypominając sobie całą procedurę. Zaraz, zanim otworzy się spadochron miałem odczekać jakieś trzy sekundy. Ale przez gardło przechodzi mi tylko staropolskie „k…a”, i tak kilka razy (dokładnie 5 razy – to mniej więcej 3 sekundy, przyp. autora). Jest obiecywane podczas szkolenia lekkie szarpnięcie. Zadzieram głowę, czasza w pełni otwarta. Uff, teraz można zapomnieć o wiszącym na piersi zapasie. Rozglądam się dookoła – jest zrzutowisko oznaczone czerwonym krzyżem. Chwytam za linki i jakoś próbuję zapanować nad 76 metrami kwadratowymi syntetycznego jedwabiu, pod którymi wiszę jak choinkowa błyskotka. Ta faza opadania przypomina trochę jazdę windą, z tą tylko różnicą, że mam przed sobą lepsze widoki, a sama jazda jest znacznie przyjemniejsza. Po około 120 sekundach pod stopami znowu czuję ziemię. Zatrzymałem się jakieś 20 metrów przed linią energetyczną, w ostach półtorametrowej wysokości – przez chwilę było gorąco. Czeka mnie jeszcze złożenie spadochronu zgodnie z przećwiczonymi procedurami i spacer do pakowalni, bo” kto nie ma w głowie ten ma w nogach”. Po kwadransie następny lot. Wtedy wchodzę na pokład poczciwego Antka już bez namysłu, a kolejny skok to już tylko czysta przyjemność.

14 sierpnia 2010 roku mi, trzem kolegom z 101 Airborne i dwóm białogłowom udało się sięgnąć po wymarzone skrzydełka. I chyba wszyscy uczestnicy kursu przyznają mi rację – po jego ukończeniu człowiek jest jakby o 10 centymetrów wyższy i jakby szerszy w klacie. I wiecie co? Ta otchłań tak naprawdę nie przeraża!

Przy okazji pragnę podziękować, w imieniu własnym i członków 101 Airborne, wszystkim „dostarczycielom” tych pozytywnych doznań, za umożliwienie udziału w kursie.

Maciej Gągała

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Close