W sobotę 26 maja pojawiliśmy się w Tomaszowie Mazowieckim, na imprezie zorganizowanej przez tamtejsze muzeum. Byliśmy pełni obaw, bo jak dotąd imprezy lokalne nie zawsze były bliskie naszej wizji rekonstrukcji. Pierwsze wrażenia potwierdzały nasze obawy, kłopoty z miejscami parkingowymi, atmosfera pikniku rodzinnego, trochę mało miejsca na ewentualną, a planowaną rekonstrukcję. Jednak ilość zgromadzonego sprzętu militarnego dawała trochę jasnego światła.

Na placu stały: Half Truck, Dodge, Rosi – czyli oryginalny Sdkfz 251, oraz jego czeski klon. Było działko p.panc 37mm i tankietka TKS, oraz kilka motocykli, czyli jak na małą, lokalną imprezę całkiem sporo.

Środowisko rekonstruktorskie reprezentowali: 1SBS z Łodzi, Żelazny Orzeł, Strzelcy Kaniowscy i Batalion Tomaszów. Każda grupa miała swoją indywidualną w formie i zawartości wystawę. My ulokowaliśmy się w cieniu dużego drzewa i zaprezentowaliśmy obozowisko z Normandii, osłaniane przez stanowisko km-u 0.30. W ramach promocji imprezy ruszyliśmy ulicami miasta, w osłanianej przez Policję kolumnie pancerno – motorowej. Nam wraz z SBS’em przypadł Half Truck, tak więc pojazd jak najbardziej odpowiedni. Nasza kolumna wywoływała duże zdumienie i zainteresowanie wśród przechodniów i kierowców. Nie codziennie bowiem po ulicach poruszają się, wypełnione desantem transportery opancerzone sprzed 60 lat. Po powrocie przystąpiliśmy do tradycyjnej już prezentacji grupy. Stoisko uatrakcyjnił nam dostawiony Half Truck i motocykl Harley Davidson WLA42. Przygotowaliśmy też wstępną wersję scenariusza do czekającej nas mini – rekonstrukcji.

Jako pierwsza odbyła się potyczka niemieckiego patrolu z ukrytymi żołnierzami polskimi, czyli wrzesień 1939. Niemcy wpadli w zasadzkę, zostali ostrzelani z działka przeciwpancernego i zaatakowani przez piechotę wspieraną tankietką. Zostali szybko rozgromieni, a na placu pajawiły się niemieckie sanitariuszki (!). Jeńcy zostali odprowadzeni na tyły. Bardzo ograniczona ilość amunicji i pirotechniki, oraz mała powierzchnia oddana do dyspozycji, nie pozwoliły sprzętowi rozwinąć skrzydeł, a szkoda. Jednak rekonstrukcja była miła dla oka. Mieliśmy w niej też skromny udział – Marek Wize obsługiwał karabin maszynowy w tankietce TKS, wrażenia niesamowite.

Po tej rekonstrukcji postanowiliśmy zmienić nasz scenariusz. Nastąpiły szybkie uzgodnienia ze strona niemiecką, kilka mini prób i byliśmy gotowi. Mimo zapowiedzi, że akcja rozgrywa się w Holandii, my z uporem szliśmy do walki w Normandii. Nasz mały patrol wkroczył pomiędzy zbombardowane przez P51 niemieckie transportery, które jeszcze się dopalały. Padł pojedyńczy strzał … upada nasz zwiadowca … zalegamy. Przez gęsty dym staramy się zlokalizować przeciwnika, za osłonę służy nam jeden z transporterów. W oparciu o ten fort przystępujemy do obrony. Staramy się ewakuować zwiadowcę, jednak seria z MG kosi ratowników. Straty rosną, ostatni z nas docierają do transportera. Kończy się amunicja … giną kolejni obrońcy … Niemcy podrywają się do ataku. Z naszej strony padają ostatnie strzały z pistoletu, oba celne. Dwóch atakujących pada, reszta dopada do transportera i bierze dwóch ostatnich obrońców do niewoli. Zabierają nam oporządzenie i odprowadzają na tyły. My jednak w chwili ich nieuwagi podejmujemy próbę ucieczki, jednak lokalna ludność wydaje Niemcom miejsca naszego ukrycia, zostajemy schwytani i odprowadzeni na przesłuchanie. Po jego zakończeniu odprowadzają nas za stodołę i ……. padają dwa strzały. To koniec rekonstrukcji. Publiczność komentuje niewidoczne dla nich zakończenie. Sprzątamy plac i pozujemy do wspólnych zdjęć.

Nasze poczatkowe, subiektywne wrażenia okazały się bardzo pozytywne, mimo minimalnej ilości amunicji: wszystkiego 15 szt do 2 Mauserów i 11 do prywatnego pistoletu, świeca dymna i 4 petardy, to wszystko. Niemcy mieli na jedną serię z AK + kilka Mauserów z minimalnym zapasem i prywatna broń hukowa, krótka. Udało się stworzyć bardzo dynamiczne widowisko. Grupa, z którą walczyliśmy – Batalion Tomaszów, wykazała się dużym profesjonalizmem i wyczuciem realiów pola walki – widząc wycelowaną w siebie broń, z której padał strzał, grali jak należy. Podobne opinie wyrażali organizatorzy i widzowie. Zaskakująca klęska i widowiskowe zwroty akcji, oraz krótki czas trwania, to recepta na fajną zabawę i niezłe widowisko.

Uzupełnieniem pozytywnego wrażenia z imprezy było wyżywianie, zapewnione przez organizatorów. Nie tylko nieśmiertelna grochówka, ale eleganckie zakąski, smaczne mięsa z sosami i pączki na deserek. Do tego miłe Panie z muzeum ratujące nas herbatką, a mnie osobiście lekami na dokuczające wrzody. Posprzątaliśmy po sobie i do domu. Imprezę zapisuję do listy fajnych i udanych. Warto wspomnieć też, że zadebiutował na niej Nasz nowy rekrut – Bartek, którego gorąco witamy w naszych szeregach.

Arthur

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Close